wtorek, 29 listopada 2011

Joe Jackson

Nie mam pojęcia, dlaczego ten artysta jest w Polsce tak mało znany. Tworzy świetną muzykę, zróżnicowaną, oryginalną, z ciekawymi tekstami. J.J. urodził się w 1954 roku, pochodzi z Anglii, ale mieszka w Berlinie i tam właśnie widziałam go na żywo podczas koncertu, mniej więcej rok temu. Świetna muzyka, niezapomniana atmosfera. Na mojej osobistej liście koncertów plasuje się na pierwszym miejscu, detronizując Marizę.

Na zachętę fragment "Sunday Papers" z wydanego w 1979 roku albumu "Look Sharp"

Mother doesn't go out any more
Just sits at home and rolls her spastic eyes
But evert weekend through the door
Come words of wisdom from the world outside

If you want know about the bishop and the actress
If you want to know how to be a star
If you want to know about the stains on the mattress
You can read it in the sunday papers.

A to jeden z jego bardziej znanych utworów (niestety nie u nas) i to z bonusem:

Is She Really Going Out With Him

Zachęcam do posłuchania. To niezła muzyka na jesień i zimę.

piątek, 25 listopada 2011

Do roboty!

Lubię wyszukiwać tańsze (czytaj: z ciucharni) odpowiedniki rzeczy, które mi się podobają (temu tematowi poświęcę pewnie oddzielny post, bo idea "Diva on Dime" jest bliska mojemu sercu). Na podobny zestaw trafiłam niedawno w lookbooku Mango i bardzo mi zasmakował :). Okazało się, że w domu mam większość składników. Do grabienia liści w ogrodzie jak znalazł...






Spodnie i koszula - ciucharnia
Sweter - Polo Jeans Co. Ralph Lauren
Buty - Deichmann
Czapka - Reserved
Naszyjnik - robota własna

środa, 23 listopada 2011

Na początku był chaos...

W mojej głowie. Dojrzewałam do założenia tego bloga kilka dobrych miesięcy. W końcu się zdecydowałam. Raz kozie i tak dalej... Będzie głównie o modzie, bo co rusz natrafiam na blogi modowe ludzi - nazwijmy to - mocno, mocno przed czterdziestką, a po niej to tak jakby mniej :). No więc postanowiłam spróbować. Drugi powód jest taki, że jeszcze kilkanaście lat temu zdobycie fajnych ciuchów graniczyło z cudem. Jako nastolatka stałam w kilometrowych kolejkach do Hofflandu tylko po to, by kupić okropne plastikowe sandały i kolorową koszulę (wcale nie była taka zła, ale sandały - litości!). Teraz ubrania same pchają mi się w ręce. Grzech nie skorzystać. No więc korzystam. Zapraszam do oglądania i lektury.
Wasza R.F.