wtorek, 28 lutego 2012

Lanzarockie ostatki

Żeby definitywnie skończyć temat Lanzarote, jeszcze kilka zdjęć. Takich, które lubię - śmiesznych, nostalgicznych lub z jakiegoś powodu interesujących.

Kot zeskakujący z dachu

Sztorm

"Przezroczysty" wulkan (widzicie, który?)

Trochę słońca

Regaty w Puerto Calero

Noc w Playa Blanca

Promenada w Arrecife

Kamienna głowa

Tajemnicze drzwi...

... i klamka przy nich.

piątek, 24 lutego 2012

Pożegnanie z płaszczykiem

Był ze mną 13 lat. Dopiero niedawno, kiedy znalazłam przetartą podszewkę, uzmysłowiłam sobie, że minęło już tyle lat od dnia, gdy go kupiłam w malutkim sklepie firmy "Peace" w bramie na Szpitalnej. Sklepu już dawno nie ma, a płaszczyk przetrwał rozmaite zawirowania i wiernie mi towarzyszył. Jesienią, gdy wrześniowe ciepłe dni ustępowały miejsca październikowym chłodom i na wiosnę, kiedy kończyły się mrozy. Trzymał się świetnie, pasował do wielu rzeczy i dobrze sprawdzał się w różnych sytuacjach. Był prosty i uniwersalny.
Teraz ma już godnego (mam nadzieję) następcę, którego pewnie niedługo zaprezentuję.


Płaszczyk - "Peace"
Kołnierz futerkowy - sklep "Renifer"
Sukienka - ciucharnia
Buty - Allegro

wtorek, 21 lutego 2012

Przeczytałam w "Wysokich obcasach" z minionego weekendu artykuł Agnieszki Mitraszewskiej pod tytułem "Nie stawaj na głowie". Dotyczy jogi i bardzo mnie zasmucił, bo w gruncie rzeczy dotyczy znacznie szerszego zjawiska. Jest o tym, co się porobiło z jogą w Stanach Zjednoczonych. Jest diablo popularna, przede wszystkim wśród kobiet, co samo w sobie jeszcze nie jest takie złe, ale oznacza wiele szkół i ośrodków, zajęć w klubach fitness, prowadzonych przez ludzi, którzy nie zawsze są wykwalifikowanymi nauczycielami. Często wystarczy krótki kurs i można już prowadzić zajęcia - bez doświadczenia, znajomości budowy ludzkiego ciała, psychiki, itp. Wokół tego rozwija się cały przemysł, bo przecież elegancka kobieta z byle czym i w byle czym na zajęcia nie pójdzie. Musi mieć odpowiednią matę, pokrowiec na nią, zestaw akcesoriów (bloczki, rękawiczki, skarpetki, ręcznik, płyn do czyszczenia maty, poduszeczkę relaksacyjną na oczy, paski, poduszkę do medytacji), no i oczywiście ciuchy (chyba, że ćwiczy nago, bo i taka opcja jest możliwa). Do tego odpowiednia biżuteria. Bez niej się nie da. Zresztą, co będę pisać po próżnicy. Wystarczy zajrzeć na strony sklepów, na przykład:
http://www.everythingyoga.com/
http://www.yoga-clothing.com/
http://www.divinegoddess.net/

i poszperać w różnych podkategoriach, podziwiając maty:
Torby:


Kostki:

Ciuchy:

Biżuterię:
Oczywiście dostępne są różne rodzaje jogi, w zależności od tego co komu w duszy gra: power yoga, hormonalna, twarzy, z dzieckiem, psem...
Wzrost popularności joga zawdzięcza też celebrytom. Co chwila ktoś mniej lub bardziej znany opowiada, jak asany pięknie wyrzźbiły mu mięśnie (nie mówiąc o fantastycznym wpływie na życie seksualne). To przyciąga. Pozwolę sobie zacytować fragment artykułu:
"Joga miała pierwotnie przygotować ciało na siedzenie bez ruchu i głęboką koncentrację, a skończyło się jak zwykle - na rzeźbieniu pośladków".
Popularność jogi sprawia, że spada jakość zajęć. Boję się, żeby tak nie stało się i u nas. W mojej okolicy jest przynajmniej 6 miejsc, w których odbywają się sesje. Są szkoły z wykwalifikowanymi nauczycielami, ale trafiłam raz na zajęcia, gdzie prowadząca nawet nie spytała, czy miałam już z jogą do czynienia, czy to jednorazowa wizyta, na jakie problemy ze zdrowiem się uskarżam, itp.
Trochę sobie dziś poużywałam kosztem innych. W końcu, czy jest coś złego w tym, że ktoś chce mieć matę ze wzorem na zamówienie i bajerancką poduszeczkę relaksacyjną z najlepszego chińskiego jedwabiu? Niby nic, płaci to dostaje. Jednak dla mnie to część większej całości. Ten wpis mógłby być równie dobrze poświęcony akcesoriom do jazdy konnej (te derki różowiutkie lub w panterkę!), dla psów, ciuchom na fitness, i tak dalej. Rozmieniamy się, koncentrujemy nie na tym, co jest ważne w danej dziedzinie, ale na otoczce, tracąc z oczu sedno. Wiek niewinności dawno się skończył.

Namaste.

piątek, 17 lutego 2012

Projekt Nina 02

Dziś drugi post poświęcony "klasycznej setce" Niny Garcii. Pora na motywy i wzorki zwierzęce. To chyba jeden z najdawniejszych i najbardziej naturalnych motywów - w końcu nasi przodkowie, gdy z maczugami uganiali się za zwierzyną, nie mając pojęcia, że można tkać materiał i szyć z niego ubrania, mieli do dyspozycji całą gamę prążków, cętek, pasków, mniej lub bardziej rozmazanych kropek, itp. Wystarczyło tylko nie dać się zjeść prawowitemu właścicielowi futra i samemu go upolować. Potem z dumą można było wrócić do jaskini i z przyjemnością patrzeć jak zazdrość zżera współplemieńców mających mniej szczęścia. Wygląda więc na to, że fascynacja zwierzęcymi wzorkami to w pewnym stopniu dziedzictwo ewolucyjne. Cętkowane futro jest charakterystyczne dla wielu drapieżników, a zdobycie go wiązało się z ryzykiem. Stąd w pierwotnycn kulturach było ( i jest) atrybutem siły i oznaką władzy.
W naszej kulturze te wzory mają rozmaite konotacje: mogą świadczyć o zamożności, służyć jako ostrzeżenie (jestem silną kobietą) albo zachęcać do polowania (spróbuj mnie schwytać). Lub jedno i drugie. Mają tę przypadłość, że w nadmiarze wyglądają tandetnie, dlatego - zdaniem Niny Garcii - trzeba uważać, ile się ich nakłada. Jeśli już ktoś zdecyduje się na taki wzór, lepiej wybrać jedną rzecz, dobrej jakości, raczej nie zieloną lub różową i zestawić ją z neutralnymi, spokojnymi kolorami i fasonami.
Mnie dopiero w tym roku napadło na "panterkę". W mojej niezawodnej ciucharni udało mi się ustrzelić sweterek, który niniejszym prezentuję jeszcze w lanzarockich klimatach.

Sweterk, spodnie - ciucharnia
Sandały - New Look
Okulary - Donna Karan

wtorek, 14 lutego 2012

Perfumy lutego

Wyleciał mi piątkowy post ze względu na problemy z dostępem do internetu, ale już wróciłam i teraz powinno być lepiej.
Połowa lutego - jeszcze zima w pełni, ale już za jej plecami zaczyna się rysować obietnica wiosny. Stąd "Golden Delicious" Donny Karan. Smakowity, złocisty, zimowo rogrzewający, ale już wiosennie radosny, obiecujący słońce, ciepło, pierwsze kwiaty i to jedyne w swoim rodzaju oczekiwanie, które pojawia się tylko, gdy po raz pierwszy w roku powieje delikatny wiatr.
Kompozycja składa się w nucie głowy z wody kwiatu pomarańczy, mirabelki i jabłka Golden Delicious; w
nucie serca z białych róż, lilii z Casablanki, waniliowej orchidei i konwalii, a w nucie bazy z piżma, drzewa sandałowego oraz drzewa tekowego.
Bardzo lubię zapachy DK, a te "jabłkowe" szczególnie. Na wiosnę i początek lata jak znalazł.

wtorek, 7 lutego 2012

Lanzarote - la isla magica III

Dziś słów kilka o tym, gdzie jeszcze na Lanzarote warto pojechać i co kupić. Przede wszystkim - widać kryzys. Turystów jest znacznie mniej niż w zeszłym roku, wiele sklepów i restauracji, które pamiętam z zeszłego roku, zostało zamkniętych. Ruch znacznie mniejszy, obniżki wysokie (50 - 70 %). Na wyspie jest 17 bodeg wytwarzających naprawdę dobre wina. Sercem uprawy winorośli jest region La Geria. Dobre miejsca do degustacji to Bodega La Geria, Rubicon, El Grifo, Stratus.

 Bodega "Rubicon"

Bardzo smaczne są także sery, głównie kozie oraz 2 tradycyjne sosy: mojo verde (łagodniejszy) i mojo rojo (ostry) podawane do młodych ziemniaków gotowanych z dużą ilością soli - papas arrugadas. Pyszny jest także ron miel, czyli rum z dodatkiem miodu.
Mam sentyment do targu w Teguise. Odbywa się co niedziela. Senne miasteczko, jedno z najstarszych na wyspie, ożywa na kilkanaście godzin. Wszędzie pojawiają się stragany, na których jest mydło i powidło: wyroby regionalne, biżuteria z oliwinu i lawy, smakołyki, podrabiane torebki znanych marek, koszulki i inne ciuchy. Jednym słowem dla każdego coś miłego.

 Targ w Teguise

W Arrecife, Puerto del Carmen, Playa Blanca, Playa Honda, Puerto Calera jest sporo sklepów z firmowymi kosmetykami, ubraniami i dodatkami. Cena ostateczna jest z reguły niższa niż naklejona, więc można kupić dobre perfumy, a takze kremy i inne rzeczy ze sporym rabatem. Jest też ZARA i Mango, trochę sklepów z niezłymi butami.

Sklep w Playa Blanca

Centrum handlowe "Biosfera" w Puerto del Carmen

To na razie wszystko na temat Lanzarote. Po powrocie zrobie pewnie jeszcze podsumowanie. Kolejny post nie bedzie w piátek, bo a) mam mao czasu piszác z kafejki internetowej, b) bardzo powoli wczytujá sié zdjécia i c) nie ma polskich znakow, co mnie bardzo irytuje.

Pozdrawiam.

sobota, 4 lutego 2012

W słońcu

Dziś coś dla marznących w syberyjskich mrozach. Przepraszam za opóźnienie, ale wszystko przez naukę degustacji wina w bodedze Rubicon. Uczyłam się bardzo dogłębnie. Wiem już, że wino najpierw ogląda się, oceniając barwę, przejrzystość, sposób w jaki spływa po kieliszku (słodkie zostawia łzy, jakby było lekko lepkie). Potem się wącha, ale jeszcze bez mieszania, by poznać pierwszy aromat. Dopiero później kręci się kieliszkiem i znów wącha. Zapach jest wtedy zupełnie inny niż na początku. Ostatnim etapem jest próbowanie. Bierze się w usta niewielki łyk i chwilę trzyma z przodu ust, żeby napój obmywał czubek języka (gdzie znajdują się receptowy odpowiedzialne za słodki smak) i jego boki (smak cierpki). Faktycznie, gdy wino jest wytrawne, czuć to wyraźniej na brzegach języka, a słodki - na czubku. A wina były przednie - najpierw bardzo wytrawna Amalia (100 % winogron ze szczepu Malvasia volcanica), potem czerwone z miejscowego szczepu (Listan negro), później białe półsłodkie (Malvasia, Listan blanca i odrobina Moscatela) i białe słodkie (czysty Moscatel). Jestem pełna podziwu dla naszej przewodniczki Aleny z Lanzarote Active Club, która wspaniale o winach i winnicach opowiadała. 

A teraz przejdźmy do konkretów. Granatową sukienkę w ptaki kupiłam w ulubionej ciucharni jakoś w połowie jesieni. Jest uniwersalna. Mogę ją nosić z kurtką lub bluzą albo na wieczór z krótkim wdziankiem i pantoflami na obcasie. 


Sukienka, bluza - ciucharnia
Buty - Aldo

I jeszcze kilka zdjęć ze stolicy Lanzarote - Arrecife: