sobota, 15 września 2012

A to dopiero!

Wczoraj, korzystając z ładnego popołudnia wybraliśmy się na rower klasyczną trasą wzdłuż Przyczółkowej. Na niezabudowanym jeszcze polu za sklepem ogrodniczym (patrząc od strony Wilanowa), na którym zwykle harcują modelarze, zobaczyłam coś zupełnie niespodziewanego:


Tak, moi drodzy - startujące balony na rozgrzane powietrze! Między nimi, niczym ogromne ważki, krążyły motolotnie. Po prostu bajka.




Czyli, warto jeździć na rowerze.

czwartek, 13 września 2012

Władek.

Czyli dla niewtajemniczonych Władysławowo. Wybraliśmy się na parę dni, żeby popatrzeć na morze, a w przypadku TŻ-ta nie tylko patrzeć, ale i ryb nieco ułowić z kutra. Niestety, wiało straszliwie i żaden szyper wożacy wędkarzy w morze nie wyszedł. Pozostały wędrówki po plaży. Dla mnie bomba. Przegoniłam ukochanego kilka razy po plaży i lesie. W sumie przez trzy dni zrobiliśmy na piechotę ze 40 kilometrów.

Widok na Mierzeję z wieży widokowej.


Gdzieś na plaży pomiędzy Władysławowem a Rozewiem...





Kuriozum z Helu


I jeszcze jedno, o czym po prostu musze napisać. Piękna, dzika, pusta plaża. Świeci słońce, morze lekko wzburzone, tylko usiąść na piasku i się gapić. Co czynię. Przesuwam dłoń i natrafiam na coś cienkiego i miękkiego. Pet. Jeden, zaraz obok drugi, trzeci... Dalej nie liczę. Czy nie można tego paskudztwa zabierać ze sobą i wyrzucać przy wyjściu? Przecież tam są kosze! Pomijam już samo kopcenie na plaży. Jak muszą, to trudno. Ale pet nie waży tonę i można go ze sobą zabrać. O butelkach i puszkach nie wspominam. Rozumiem - ciężkie, nieporęczne, niewygodnie nieść przez te kilkanaście metrów, żeby wrzucić do śmietnika. Ale chociaż kapsle mogliby zabierać. Zmieszczą się do kieszeni.

Poza tym było pięknie. Zjadłam turbota - chyba najlepszą rybę jaka pływa z Bałtyku.