Tak dla porządku - w postach z tej serii omawiam kolejne rozdziały z ksiązki Niny Garcii "Klasyczna setka". Dziś przyszła kolej na coś, co jest bardzo powszechne, wciąż modne i zupełnie mi się nie podoba. Okulary "aviatory". Klasyczne to oczywiście Ray-Bany, zaprojektowane w 1936 roku na zlecenie rządu USA dla pilotów wojskowych. Model okazał się tak dobry i ponadczasowy, że wciąż jest w sprzedaży. Przewija się także na dużym i małym ekranie, że wspomnę Toma Cruise'a w "Top Gun" i członków prawie wszystkich ekip CSI (Miami, Las Vegas i Nowy Jork).
Nie mam "Aviatorów" i mimo ich kultowości, a mojego nieuleczalnego gadżeciarstwa, jakoś mnie nie ciągną. W niepokojący sposób kojarzą mi się z psem rasy basset - gwoli wyjaśnienia: mam wrażenie, że nadają twarzy smutny, melancholijny wygląd typowy dla przedstawiciela tej rasy i ewentualnie Sylvestra Stallone.
Sorry. Nic na to nie poradzę.
Na zakończenie kilka rad Niny, jak nosić tego typu dodatek:
- Nie muszą być Ray-Bany. W wielu sklepach można znaleźć ich tańsze (bądź drożesze, jeśli od znanego projektanta) wersje.
- Lepiej unikać nadmiernie błyszczących szkieł i lśniących oprawek - trąci tandetą.
- Nie do pogardzenia są wersje vintage (na przykłąd takie jak ta na drugim zdjęciu).
- Noś je do wszystkiego.
No i jeszcze jedno "okularowe" zdjęcie. CSI - a jakże.
A tego po prostu nie mogłam nie zamieścić. Wesołych Świąt (choć już minęły):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz