środa, 9 maja 2012

Białe i zielone

Od razu mówię, jestem zwolenniczką zielonych. Powiem nawet więcej: fanatyczką, wielbicielką, choć niestety do koneserów zaliczyć się nie mogę. Ale kiedy przychodzi maj i pojawiają się na bazarze, nie potrafię się im oprzeć.
Mowa o szparagach.
Już się pojawiły. Śliczne, delikatne... Proszą "Kup mnie!" Trudno uwierzyć, że jeszcze kilkanaście lat temu zaliczały się do warzywnej elity, niedostępnej dla zwykłych śmiertelników. A teraz są wszędzie i chwała im za to.


Z: http://pl.wikipedia.org/wiki/Szparag_lekarski

Historia uprawy szparagów sięga starożytnego Egiptu. Popularne były wśród Rzymian i Arabów. Ze względu na kształt uważano je za afrodyzjak. W Średniowieczu nie cieszył się popularnością, ale od XVI wieku znów zaczął cieszyć się estymą, najpierw w Anglii i Francji, później w Niemczech. Obecnie jest uprawiany na całym świecie i uważany za jedno z najsmaczniejszych warzyw, choć może wywoływać gazy i powodować nieprzyjemny zapach moczu (ciekawostka: jest to cecha genetyczna). Poza tym w wielu kulturach traktowany był i jest jako roślina lecznicza (taką zresztą ma nazwę łacińską - Asparagus officinalis czyli szparag lekarski). Zawiera dużo soli mineralnych i witamin, przede wszystkim C i kwas foliowy, E oraz karoten, potas, błonnik. Jedzenie szparagów dobrze działa na skórę. No i są niskokaloryczne.
Ja najbardziej lubię je w najprostszej formie. Ugotowane "al dente", z odrobiną masła lub vinegretem. Wczoraj posypałam startym żółtym serem. Dziś też. Jutro - zobaczymy. Trzeba się spieszyć i jeść jak najwięcej, bo sezon minie i znów będzie trzeba czekać cały rok, aż na straganie pojawią się wytęsknione zielone i białe pędy.

Smacznego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz