środa, 14 grudnia 2011

Giełda minerałów

Dzisiaj coś z zupełnie innej beczki (jak mówili w Latającym Cyrku Monty Pythona). W sobotę poszłam na Giełdę Minerałów, odbywającą się regularnie w Warszawie. Jej historia sięga 25 lat. Pamiętam pierwsze (dla mnie), na które chodziłam, jeszcze do auli Politechniki Warszawskiej. Dominowały wtedy minerały. Większość wystawiana była przez kolekcjonerów i nie na sprzedaż. Można było chodzić i podziwiać. Pamiętam, jak zachwycałam się muszlami. Biżuteria jakość niespecjalnie mnie interesowała, a stopniowo pojawiało się jej coraz więcej. Później zrobiłam sobie przerwę. Chyba dlatego, że podczas którejś edycji zbulwersowała mnie a) liczba ludzi i niemożność dopchania się do stoisk, b) wzrost liczby stanowisk "biżuteryjnych" co wtedy odebrałam jako osobisty afront ("Po co komu biżuteria? Gdzie minerały?!" - jako właścicielka niewielkiej kolekcji czułam się ponad miłóśników ozdóbek. Ech, ta nastoletnia bezkompromisowość!).
Ponownie zaczęłam odwiedzać giełdę chyba w zeszłym roku, kiedy przeniosła się do Pałacu Kultury, po tem też na Nowowiejską. Nadal lubię oglądać minerały, ale teraz bardziej interesuje mnie biżuteria i elementy do jej wyrobu. Tym razem pojawiło się dużo ozdób z kolorowej żywicy. Duża różnorodność, atrakcyjne kolory, ale jakoś to do mnie nie przemawia. Czuje się sztuczność tego tworzywa. Oczywiście sporo bursztynu, wyrobów "pandoropodobnych" (niektóre nawet bardzo ładne) i niestety sporo rozmaitego chłamu. Od jakiegoś czasu jest też ceramika, filc (ostatnio w postaci torebek), sutasz, i in. Niesamowicie wyglądają pozłacane i posrebrzane naturalne liście. Drogie, ale piękne. Za każdym razem je podziwiam, ale jeszcze żadnego nie kupiłam. Muszę się w końcu zdecydować. Mam dwa ulubione stoiska, w których zawsze coś kupuję. Przede wszystkim  pierścionki - bardzo proste, srebrne ze złoceniami (zebrałam już kolekcję chyba z pięciu) i kolczyki ze szkła z Murano od Kogaty (tych uzbierałam masę - w różnych kolorach i wielkościach, a mam zamiar nadal uzupełniać kolekcję). Ostatnio kupuję też półfabrykaty do wyrobu biżuterii. Zawsze reperowałam koleżankom biżuterię, a od pewnego czasu - odkąd pojawiły się sklepy z koralikami i innymi duperelkami w tym stylu - robię własną. Głównie dla siebie, ale kilkoro znajomych dostało ode mnie parę drobiazgów w prezencie. Za jakiś czas pewnie zaprezentuję swoje "dzieła".
W każdym razie warto wpaść na giełdę. Trzeba się tylko lekko ubrać, bo od lamp po pewnym czasie robi się niemiłosiernie gorąco. No i wytrzymać napierający ze wszystkich stron tłum.
Następna giełda pod koniec lutego. Na pewno będę. Może uda mi się zrobić kilka zdjęć.

G.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz