czwartek, 2 sierpnia 2012

Wróciliśmy!

Nareszcie w domu. Przyznaję, że byłam już trochę zmęczona codziennym rozpakowywaniem i pakowaniem gratów oraz wielogodzinną jazdą. Nie mówiąc o tym, że denerwowałam się o kota, który podczas naszej nieobecności znów miał problemy z oddychaniem. Nadal dostaje anybiotyk, ale Pani doktor odstawiła furosemid. Zobaczymy, co będzie dalej. Dobrze, że jestem przy nim.

Skandynawska odyseja - część pierwsza.

Chciałam wstawić mapę z zaznaczoną trasą, ale w żaden sposób nie jestem w stanie zmieścić jej w całości. Szkoda, bo dałaby pojęcie, jak daleko na północ się zapuściliśmy. Będę to robiła etapami. A więc po kolei.

1. Warszawa - Goteborg



Wyjechaliśmy siódmego lipca około czwartej rano. W ostatniej chwili robiliśmy jeszcze przepakowanie toreb z żarciem, bo nie chciały zmieścić się do samochodu, a musieliśmy mieć miejsce na rzeczy kolegi TŻ-ta, który z nami jechał (wyjazd miał być wędkarsko - krajoznawczy, a to oznacza: wędki, torby ze neoprenami, przynętami, podbieraki i całą resztę sprzętu). Malkontenci niech narzekają, ale dla mnie autostrada do prawdziwe objawienie. O ósmej rano wjechaliśmy do Niemiec. Droga nie jest wolna od remontów, ale u naszych sąsiadów na tablicach informujących, kiedy zaczęły się prace i kiedy skończą (!), znajdowało się urocze: "Robimy to dla Państwa" o "Dziękujemy za wyrozumiałość". Niby drobiazg, a jakoś przyjemniej. Przed czternastą już byliśmy w Danii. Potem przejazd przez tunel (pod rzeką) i kilka mostów - w tym ten najdłuższy, pomiędzy Kopenhagą a Malmo i już Szwecja.




Jak widać pogoda nie nastrajała optymistycznie. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że deszcz będzie naszym wiernym towarzyszem. Miłe złego początki. Do Goteborga zjechaliśmy wieczorem. 1600 kilometrów pokonaliśmy w 17 godzin. Panowie nie dali mi prowadzić. Wrrr! Obiecanki - cacanki.
Na taką podróż warto wziąć naprawdę dużo płyt. Okazało się, że mój zbiór jest za mały. Warto wybrać dobrego rocka, coś latynoskiego, także cięższego, co obudzi.

Ponieważ zostawiliśmy sobie dzień na odpoczynek, była okazja przejść się po mieście. 







Przyznaję, mam niedosyt. Chętnie powłóczyłabym się po ulicach, odwiedziła Park Rozrywki i Muzem Historii Naturalnej. Będzie co zwiedzać podczas następnej wizyty.

W następnym odcinku: Laponia i "Cień p...nej góry"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz